piątek, 2 marca 2012

Chapter III

Oto i jest. Mogę liczyć na jakąkolwiek opinię, na temat opowiadania...?

Suigetsu złapał w dłoń kolorową kulę i ułożywszy odpowiednio palce, zdjął ją z taśmy. Wydawać by się mogło, że ze swoimi chucherkowatymi ramionami załamie się pod jej ciężarem, ale białowłosy postąpił kilka kroków w stronę toru i zrobiwszy swój popisowy zamach ręką, rzucił kulą. Zbił wszystkie kręgle. Chłopak wykonał swój taniec radości - czytaj pookręcał się w koło trzepiąc łbem i wymachując rękoma - po czym odwrócił się w stronę naburmuszonej Karin i pokazał jej język. A jak nakazuje kolej rzeczy, dziewczyna boleśnie uderzyła go w ramię, przyprawiając go tym samym o kilka dodatkowych siniaków.
Przypatrując się tej scenie, zwykły, szary człowiek mógłby posądzić tę dwójkę o dziecinne zachowanie. I faktycznie, też tak uważałem, jednak z biegiem czasu zdążyłem się przyzwyczaić do ich przekomarzanek. Wywróciłem tylko oczyma i ułożywszy skrzyżowane w kostkach nogi na stoliku, powróciłem do strojenia swojej gitary.
W kręgielni o tej porze było raczej mało ludzi: ci zbierali się tutaj dopiero wieczorami, kiedy po dniu pełnym obowiązków, szukali ucieczki w chwilę rozrywki. Tym sposobem mieliśmy całe pomieszczenie dla siebie, a ja mogłem spokojnie oddać się muzyce. Może to głupie, bo równie dobrze mógłbym sobie przegrywać w domu, ale od czasu do czasu potrzebowałem wypadów na miasto. Dziwne, prawda? W końcu stroniłem od ludzi... Ale w towarzystwie tej trójki czułem się naprawdę rozluźniony. Może to przyzwyczajenie, a może zwykła tolerancja, bo bądź co bądź doskonale poradziłbym sobie bez nich. Ale póki co, niech są przy mnie. Tak na wszelki wypadek.
 - Naprawdę chcesz wystąpić? - Jugo zamieszał słomką w swojej coli, po czym pociągnął jej spory łyk.
Przytaknąłem, trącąc kciukiem struny.
 - Co zamierzasz zagrać? - po kilku minutach milczenia padło kolejne pytanie ze strony rudowłosego.
 - Jeszcze nie wiem.
 - Jak to nie wiesz? Masz ledwie dwie godziny...
Westchnąłem, odkładając instrument i chwytając w dłoń swoją szklankę z sokiem pomarańczowym, orzeźwiłem spragnione gardło.
 - Zapewniam cię, że nie musisz się o-
Przerwał mi zwycięski okrzyk Karin, która niemalże w podskokach dobiegła do naszego stolika. Oparła otwarte dłonie na moich udach i posłała mi szeroki, niemalże dumny uśmiech.
 - Wygrałam!
 - Mattaku - jęknąłem i błagalnie wzniosłem oczy ku górze, jakbym spodziewał się otrzymać pomoc w postaci jakiegokolwiek bóstwa. - Nie obchodzi mnie to.
 - Wygrała, bo mi spuściła kulę na stopę! - Suigetsu także przyleciał w podskokach, ale te spowodowane były jego obolałą kończyną. - Małpa!
I po raz kolejny zaczęli się kłócić.

~

Do niedawna myślałem, że w życiu z pewnością nic mnie już nie zaskoczy. Dlaczego? Łatwo to wydedukować na podstawie moich znajomości. Na przykład taki Kiba: nie wiem czy płakać, czy śmiać się widząc jego głupotę. Znaczy, nie, żebym ja sam wyzbył się dziecinnych zachowań, ale przysięgam, naprawdę dużo brakuje mi do tego pasjonata wszelkich puchatych kulek.
No, wracając do tematu: byłem przekonany, że widziałem już naprawdę wiele. Ale TO, to zdecydowanie za dużo, nawet jak na mnie.
Co ten Drań, alias Sasuke sobie myśli? Że może tak bezczelnie wejść sobie na scenę, odegrać dwa utwory, powalić wszystkich na łopatki i wyjść? Nie, zbyt długo go znam, by wypracować sobie o nim pozytywną opinię. W ciągu tych kilku minut zawalił się mój caluśki światopogląd, a ja sam, niemal jak te fanki w pierwszych rzędach, siedziałem urzeczony jego muzyką. Jeszcze chwila, a w moich oczach pojawiłyby się serduszka... No dobra, może przesadzam, ale nie mógłbym przejść obojętnie obok takiego talentu - bo Uchiha bezdyskusyjnie go posiadał.
Śmigał palcami po gryfie, jakby, cholera, urodził się z gitarą w ręku! I to samo w sobie nie byłoby takie cudowne, gdyby nie otworzył paszczęki. Śpiewał, a ja, by upewnić się, że moje zmysły działają jak najbardziej prawidłowo, poprosiłem siedzącego obok mnie Gaarę, by mnie uszczypnął. Ale kiedy z obolałym ramieniem, uchyliłem powieki, czarnowłosy wciąż tam siedział i wprawiał w zachwyt nie tylko widownię, ale i pracowników.
Jego głos był twardy, ale zachrypnięty, przez co idealnie wkomponował się w graną melodię. Oczywiście, przez wzgląd na wybraną piosenkę miał u mnie kolejnego plusa - takiego maluteńkiego. Swoją drogą, nigdy bym nie przypuszczał, że ktoś taki jak Uchiha może słuchać łagodniejszych zespołów: tudzież Hot Chelle Rae.
I bleed my heart out on this paper for you!*, śpiewał, a ja zauważyłem niedorzeczność w piosence, którą wybrał. Nie pasowała do niego. Zupełnie nie, co ludziom, którzy go znali, zapewne popsuło idyllę wywołaną spokojną melodią. Jak dla mnie, pasowałyby do niego słowa w stylu: "zjadłem ci kota, ale nie bój się, nie piję ludzkiej krwi". Zdecydowanie mrocznie i przyprawiające o gęsią skórkę, a nie mdłe teksty o miłości.
Kiedy Sasuke schodził ze sceny, sparodiował uśmiech. Gdybym się nie przypatrzył, pewnie nie zauważyłbym wykrzywionego kącika ust, dlatego stwierdziłem, że zdecydowanie musi jeszcze poćwiczyć. Ten typ, tak ma, a skoro był tym "siejącym postrach", pewnie rzadko okazywał słabość w postaci pozytywnych emocji. Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.
 - Naru... - Czyjaś łapa zamajtała mi przed twarzą. - Heloł, Ziemia do Uzumakiego!
Uderzyłem natrętną kończynę i odwróciłem się w stronę przypatrującego mi się chłopaka. Shikamaru wyglądał na cokolwiek wynudzonego i dałbym sobie głowę uciąć, że przespał połowę występów.
 - Wybieramy się grupą na plażę. Idziesz?
Jak zwykle oszczędny w słowach.
 - Nie wiem, powinienem pogodzić się z podręcznikiem z matematyki. Wiesz przecież, że Anko się na mnie uwzięła.
 - Oh, daj spokój! Masz na to całą niedzielę.
Cóż, niektórzy nie są urodzonymi geniuszami i mimo ogromnych (naprawdę!) chęci nie potrafią rozwiązywać tych idiotycznych pierwiastków!
Zagryzłem wewnętrzną stronę lica, doskonale wiedząc, że tak czy siak nie zmuszę się już dzisiaj do żadnej pracy umysłowej. Prawdopodobnie jutro też nie, co spotka się z gniewem Mitarashi.
 - Idę.

~

Otwierając drzwi mieszkania o mały włos nie spotkałem się z podłogą. Zrobiłbym choć o centymetr większy krok, a zderzyłbym się z uśmiechniętym od ucha do ucha Deidarą. Rzuciłem mu tylko lekceważące spojrzenie i minąłem go, kierując się w stronę schodów.
 - Sasuke! - wykrzyknął mój brat, kiedy już (nie) przyzwoicie pożegnał się ze swoim chłopakiem. - Przygotowałem kolacje, może zechcesz-
 - Nie - warknąłem, niezbyt uprzejmie i wdrapałem się na piętro, gdzie od razu dopadłem do swojego pokoju.
Nie znosiłem tego. Udawania idealnego, kochającego się rodzeństwa. Może i mieliśmy dobry kontakt, ale na dobra sprawę zupełnie niczego o sobie nie wiedzieliśmy. Tak naprawdę miałem mu za złe, że siedzi godzinami w tym swoim durnym biurze i zajmuje się realizacją snobistycznych zamówień. Naprawdę rzadko go widywałem. Itachi był prezesem agencji reklamowej.
Odłożyłem pokrowiec w kąt pomieszczenia i opadłem na łóżko, rozmasowując kark. Najchętniej wziąłbym prysznic, wpakował się pod kołdrę i nie wychodził spod niej przez następne dni, albo stulecia - patrząc przyszłościowo. Nie miałem najmniejszej ochoty na wychylanie nosa zza murów tego budynku, a już tym bardziej na maszerowanie szkolnymi korytarzami. Doprawdy, aż tak widać, że stronię od ludzi?
Rzuciłem ukradkowe spojrzenie w stronę pozostawionej na biurku kartki papieru i chcąc nie chcąc (bardziej nie chcąc) zmusiłem się, by wziąć ją do ręki. Ilekroć próbowałbym napisać te durne wypracowanie, słowa nie układały się tak, jakbym sobie tego życzył. Mówią, ze artysta nigdy nie jest zadowolony ze swojej pracy, hn?
Ziewnąłem, usiadłem na krześle i palcem u stopy wcisnąłem guzik uruchamiający mój stacjonarny komputer. Już chwilę później z głośników dało się usłyszeć spokojną, mało skomplikowaną melodię. Pracując w ciszy, nie potrafiłem skupić swoich myśli.
Zmęczony, równa się niezadowolony Uchiha, toteż wszystko, dosłownie wszystko zaczęło działać na moje nerwy. I przysięgam, że gdyby nie moja samokontrola, właśnie udałbym się do domu tego Młota, w celu zamordowania go własnymi rękoma.
Uniosłem głowę, opierając ją wcześniej na nadgarstku i przyjrzałem przeciwległemu oknu - sypialni Naruto. Światło co chwilę gasło, by ponownie się zapalić i skutecznie porazić moje źrenice. Warknąłem, zmieniając zdanie na temat osoby blondyna. Jeszcze kilka minut temu byłbym skłonny zgodzić się, że ma resztki oleju w głowie. Ale teraz, widząc jego doprawdy smarkatą zabawę światłem?
Wytrzymałem minutę, drugą, a przy kolejnych, ospałych ruchach wskazówek zegara, zerwałem się ze swojego miejsca. Zbiegłem po schodach, tupiąc niczym czołg z nogami, po czym niedbale wsunąłem stopy w glany i nie kłopocząc się nawet sznurowadłami, wyszedłem z domu. Już chwilę później pukałem... Znaczy waliłem w drzwi Uzumakiego. Nie raczył mi otworzyć, więc klnąc pod nosem, złapałem za klamkę. O dziwo, drzwi były otwarte. Wzruszyłem ramionami i bezceremonialnie przestąpiłem próg. "Dba o swoje bezpieczeństwo", prychnąłem jeszcze w myślach i ruszyłem w stronę pomieszczenia, w którym wciąż migała ta przeklęta żarówka.
U szczytu schodów wszelki dopływ światła zniknął, a ja nie widząc ostatniego stopnia, wyłożyłem się jak długi na jasnych panelach.
 - Naruto, idioto!
Wparłem się na ramionach, by usiąść, ale zamarłem, czując na swoim karku gorący oddech. Wywracając oczyma wstałem i rozejrzałem się dokładnie, ale nikogo nie zauważywszy, zajrzałem do sypialni. Jakież było moje zdziwienie, kiedy nikogo tam nie zastałem! Przecież mi się nie przewidziało!
Usłyszałem szczęk zamka - co szczerze mnie zaskoczyło, bo w końcu wchodząc, pozostawiłem drzwi szeroko otwarte - więc przechyliłem się przez balustradę i zmrużyłem oczy, by upewnić się, że postacią, którą widzę w progu, jest blondyn. Kiedy zapalił światło, zamarł, przecierając powieki, jakby chciał się upewnić, czy to co widzi nie jest (zgaduję, że złym) snem.
 - Złodziej!
Z dzikim okrzykiem rzucił się w moją stronę, a kiedy do mnie dobiegł, uderzył mnie trzymaną siatką w ramię.
 - Młot!

Utwór wspomniany w rozdziale:
* Hot Chelle Rae - Bleed

1 komentarz:

  1. Na moją opinię zawsze możesz liczyć xD Na twoje opowiadanie wpadłam pod koniec lutego( jak byłaś jeszcze na onecie), przeczytałam dwa rozdziały i musiałam opuścić komputer, ale robiłam to z myślą, że resztę doczytam następnego dnia. Wchodzę i bloga nie ma :( został usunięty, nawet nie wiesz jak mi się smutno zrobiło, bo ja UWIELBIAM historię o duchach :D No i dzisiaj trafiłam na ciebie po raz kolejny- moim zdaniem to cud ;p ;] Od dzisiaj masz stałego czytelnika informuj mnie o nowych notkach na moim blogu www.new-story-sasunaru.blog.onet.pl Dodałam cię do linków xD Co do opowiadania: Masz naprawdę fajny i ciekawy pomysł, wręcz genialny, jak wspomniałam wcześniej uwielbiam historię o duchach, a SasuNaru to mój ulubiona para. Tym duchem będzie Kyuubi - zgadza się?? Resztę jeszcze do komentuje później, albo przy następnym rozdziale ;D Obiecuję xD

    OdpowiedzUsuń