niedziela, 4 marca 2012

Chapter IV

Miałam opublikować jutro, ale obawiam się, że nie znajdę na to czasu... Nie jestem zadowolona z tego rozdziału. Pocieszeniem jest to, że następne są już ciekawsze (a przynajmniej taką mam nadzieję).


Zaćmienie - nawet nie wiesz, ile radości sprawił mi twój komentarz. Nie przypuszczałam, że ktokolwiek odważy się wyrazić swoją opinię: też nigdy nikt nie komentował mojej pracy. Może właśnie dlatego nie miałam motywacji...
Co do Kyuubiego - zgadłaś. Ale o nim nieco później ;3
A skoro już mam stałego czytelnika... Dedykuję ci ten rozdział.


- Przepraszam za spóźnienie!
Wpadłem do klasy, oparłem dłonie na kolanach i pochyliwszy się, spróbowałem złapać oddech. Odniosłem wrażenie, że moje płuca płoną żywym ogniem!
 - Uzumaki - Iruka spojrzał na mnie z politowaniem. - Początek roku, a ty już masz piąte spóźnienie. Co masz na swoje usprawiedliwienie?
Uniosłem głowę i wyprostowałem się, jednocześnie przełknąwszy ślinkę. Czułem na sobie spojrzenie wszystkich uczniów, ale najbardziej speszyły mnie onyksowe tęczówki.
 - Etto... Bo ja spotkałem staruszkę i-
 - Siadaj i się nie pogrążaj.
Brunet westchnął cierpiętniczo, a po odprowadzeniu mnie wzrokiem do ławki, kontynuował lekcję.
 - Fu, śmierdzisz mokrym psem.
Oh, jak bardzo w tamtym momencie zapragnąłem zamordować tego pchlarza.
 - Hm, pomyślmy. - Złapałem za skronie przyjaciela (chociaż zaczynałem wątpić w ten tytuł) i odwróciłem jego głowę tak, by mógł spojrzeć przez okno. - Zmoknięcie wydaje się nieuniknione w takich warunkach atmosferycznych.
 - Naruto! - Nauczyciel chyba stracił cierpliwość. - Z łaski swojej zamknij usta.
Zmrużyłem powieki.
Uwaga rzecz jasna tyczyła się mnie, więc Kiba nie zaprzestał beztroskiego mielenia językiem.
 - Nie monologuj do mnie - warknąłem.
 - Kiedy ja nie-
 - Jasna cholera! Naruto! - zamarłem, oczekując wybuchu psora. - Przesiadaj się do Uchihy, w tej chwili!
Prawdopodobnie Umino świadomie wymierzył mi najgorszą z możliwych kar. Wiedział bowiem, jak głęboką nienawiścią pałam do ciemnowłosego bożyszcze dziewczyn w naszej szkole.
Wydąłem policzki i założyłem ramiona na piersi. Zamierzałem pokazać oburzenie, a jakże! Mój bunt jednak długo nie potrwał i chwilę później zasiadłem obok pana nic-mnie-to-nie-obchodzi-więc-nie-marnuj-mojego-cennego-czasu.
Sasuke opierał podbródek na złączonych dłoniach i lustrował nieobecnym wzrokiem widok za oknem. Chyba nawet nie był świadom mojej obecności. Wykrzywiłem więc usta w cwanym uśmieszku i postanowiłem wykorzystać jego nieuwagę. Uniosłem dłoń i już miałem wymierzyć w jego potylicę, kiedy chłopak boleśnie zacisnął palce na moim nadgarstku i wykręcił go.
 - Draniu!
 - Nie dotykaj mnie - warknął, obserwując mnie spod pasm, równie ciemnej, co jego oblicze, grzywki.
Wyrwałem rękę i zsunąłem się po krześle, by w końcu zaszczycić wychowawcę krztą uwagi. Nie, żebym był skoncentrowany na jego słowach - w głowie wciąż migała mi czerwona lampka, która żałośnie wyła: "uważaj, zagrożenie jest zbyt blisko ciebie!".
 - Tak jak mówiłem, zanim mi przerwano... - kiedy na mnie łypnął, mimowolnie wtuliłem się w mebel. - ...dnia jutrzejszego wspólnie z nauczycielem biologi udacie się na wycieczkę. Mam nadzieję, że wyniesiecie coś pouczającego z tego doświadczenia.

~

- Rany, czuję się jak przedszkolak.
 - I prawidłowo!
Sai z miejsca dostał po głowie.
Rozejrzałem się uważnie, przeklinając w myślach każde, napotkane drzewo. A trzeba przyznać, że w lesie nijak dało się od nich uciec. Cóż... Przyznaję się bez bicia: boję się puszczy, dżungli, lasów czy innych cholerstw. Zawsze odnoszę wrażenie, że ktoś się na mnie czai i przy pierwszej lepszej okazji wyskoczy zza krzaka, by poderżnąć mi gardło. Albo zgwałcić i poderżnąć gardło. Niemniej jednak, w żadnym stopniu nie okazywałem swojego przerażenia i stąpałem żwawo, od czasu do czasu ponaglając wlokącą się przede mną grupkę naszych klasowych inteligentek (sarkazm? a skądże!).
Tsunade - nauczycielka, która również podzielała nasz "entuzjazm" - tłumaczyła, że wycieczka jest w programie nauczania. Nauka w terenie, czy coś takiego. Blondynka jak szła, tak szła, starając się chyba ukrócić nasze męczarnie, nie zmuszając nas nawet do słuchania biologicznych bzdur. Po jakimś czasie zrezygnowała i szliśmy w ciszy. Znaczy, "cisza" to tutaj pojęcie względne, bo hałasowaliśmy niczym stado dzikich zwierzów. I to wszystko byłoby do zniesienia, naprawdę, gdyby nie to, że było piekielnie gorąco. W jednej dłoni trzymałem butelkę wody, zaś w drugiej oprawiony w miękką okładkę zeszyt, którego wachlowaniem, desperacko próbowałem ochłodzić sobie twarz. Nawet fakt, że mam na sobie ledwie czarny podkoszulek i podwinięte, pomarańczowe dresy, jakoś specjalnie mnie nie zadowalał.
Uh, ponad to, ilekroć zerkałem w stronę Lodowego Księcia, bezwiednie robiło mi się jeszcze cieplej (o ile to w ogóle możliwe). Sasuke miał na sobie nie dość, że długi rękaw - szczęście, że podwinięty - to jeszcze paradował w jeansach. Czarnych. To upewniło mnie w przekonaniu, że Drań nie odczuwa żadnych bodźców zewnętrznych.
 - Dobra, wycieczka! - Tsunade gestem ręki zatrzymała naszą małą grupkę i odwróciła się twarzą w naszą stronę. - Robimy sobie przerwę.
I opadła na ziemię, ciężko wzdychając. Zupełnie tak, jak większa część klasy, która już po chwili zaczęła marudzić na obolałe nogi.
Ja sam zrzuciłem swoją torbę na trawę i schowałem zeszyt, dopijając jednocześnie ostatnie kropelki mojej wody mineralnej. Świetnie. Końca nie widać, a ja jestem zmuszony wytrzymać w taki upał bez płynów.
Poszedłem w ślady towarzyszy, ale pośpiesznie zmieniłem zdanie i wstałem, burkając do nauczycielki, że idę się przejść. Nie zwróciła na mnie większej uwagi, więc już chwilę później maszerowałem w głąb lasu. Nie mógłbym usiedzieć w miejscu z jednego, prostego względu: wtedy było mi jeszcze cieplej. Ugh, nienawidzę lata!
Kopnąłem jakiś Bogu ducha winny kamyk i zwilżyłem usta, uważnie rozglądając się na boki. Nim się obejrzałem, zgubiłem się pośród koron drzew, które pomimo swej strasznej postury, rzucały dużo cienia, co było mi w sumie na rękę.
Pewnie teraz sobie pomyślicie: "gdzie tu sens i logika?", hn? Boję się lasu, a mimo to prę w jego głąb, nie zważając na to, że oddalam się od grupy. Powiem tak: owszem, jestem przerażony wizją samotnego spaceru pomiędzy drzewami, ale mam pewne motto, które w wielu wypadkach ratowało mi tyłek. "Nie ma słabości, którym nie byłbym w stanie stawić czoła".
 - Naruto?
Podskoczyłem, na dźwięk swojego imienia i zapominając o wszelkich życiowych drogach, z łopoczącym sercem, odwróciłem się w stronę CZEGOŚ. Kiedy ujrzałem znajomą sylwetkę najpierw odetchnąłem, z wyraźną ulgą, a potem nabrałem ochoty, by zamordować tego wstrętnego Uchihę. Ostatecznie wybrałem inną opcję, która ograniczała się do założenia rąk na biodrach i uniesienia pytająco brwi. Z rozbawieniem zauważyłem, że ilekroć wpadam na czarnowłosego, okładam go pięściami. Albo to sobie wyobrażam. W każdym razie, przed oczyma stanęła mi scena sprzed kilku dni. Wtedy, kiedy Sasuke "włamał" (tak, właśnie tak!) się do mojego mieszkania, najpierw zdezorientowany, a potem zirytowany, zaczął opowiadać o jakiś światłach. Popukałem się wtedy w głowę i poprosiłem, by przeniósł się ze swoimi schizami gdzie indziej. Jeszcze tego brakowało, żebym podczas nieobecności Kakashiego wyobrażał sobie niestworzone rzeczy.
Chłopak wsunął dłonie w kieszenie spodni i wykrzywił usta w kpiącym uśmiechu. Znowu. Agh, jak ja nienawidzę jego eksponowanej na każdym kroku obojętności!
 - Zgubisz się.
 - Zapewniam cię, że mojej orientacji w terenie nie ma niczego do zarzucenia - prychnąłem, unosząc podbródek.
Chłopak wywrócił oczyma i odwrócił się na pięcie, mając wyraźnie w zamiarze powrócić do miejsca, w którym się zatrzymaliśmy.
 - Skoro tak...
Zagryzłem wargę, a potem otworzyłem usta, by wysłać go w cholerę, ale w ostateczności przełknąłem jedynie ślinę. Co, jeśli faktycznie się zgubię i... Nie! Nie potrzebuję pomocy tego gbura!
Już miałem rzucić jakąś kąśliwą uwagę, kiedy poczułem bolesne uczucie w okolicy swojej łydki.
 - Ała!
Automatycznie spojrzałem w dół i to, co zobaczyłem sprawiło, że wybałuszyłem oczy. Tuż, obok mojej podeszwy pełzał... WĄŻ!
 - Kurwa! - tyle, jeśli chodzi o moją elokwencję.
Gwałtownie odskoczyłem, wpadając tym samym na pień jakiegoś drzewa i z przerażeniem począłem obserwować leniwie wysuwający się język stworzenia. To coś mnie ugryzło! I było straszliwie duże...
Wydawało mi się, czy Sasuke wciągnął ze świstem powietrze?
 - To żmija n-
Przerwałem mu.
 - Nie obchodzi mnie, jak się nazywa!
 - Idioto, jest jadowita!
Odskoczyłem jeszcze dalej, niemalże wpadając w ramiona towarzysza. O dziwo, nie odtrącił mnie, tak, jak się tego spodziewałem, tylko złapał za przedramię i zaczął mnie odciągać. Posłusznie poszedłem za nim, po chwili puszczając się biegiem. Nie przewidziałem tego, że kończyna zacznie mi dokuczać i już po kilku sekundach, musiałem się zatrzymać, by chociaż częściowo powstrzymać palące uczucie. Jęknąłem, zauważywszy, ze skóra w miejscu ukąszenia spuchła. Chcąc nie chcąc usiadłem na ziemi i krytycznie przyjrzałem się ranie, a właściwie dwóm, niewielkim dziurkom.
 - Boże, umrę... Umrę!
 - Zamknij się.
Warknięcie Uchihy wcale nie podniosło mnie na duchu, ale mógłbym przysiąc, że gdyby nie jego zimna krew, sam popełniłbym seppuku czy tym podobne. Może nie kataną, ale każdy patyk dobry, prawda?
Ciemnowłosy uklęknął przede mną i sprawnym ruchem oderwał kawałek materiału, który składał się na rękaw jego mrocznej bluzki. Czyżby Drań poświęcał dla mnie swoje nienaganne ubranie? Oh, wiem, że to nieodpowiedni moment, do takich przemyśleń, ale byłem naprawdę zdesperowany, by odciągnąć swoje myśli od mojego obecnego (żałosnego, trzeba przyznać) położenia.
Chłopak sprawnie obwiązał materiał tuż nad moją raną i przejechał po niej koniuszkiem palca. Rozejrzał się, jakby czegoś szukając i już po chwili dzierżył w dłoni ostry patyk. Dopiero, kiedy przyłożył go do mojej skóry, zrozumiałem, co zamierza.
 - Chcesz, żebym dostał zakażenia?!
 - Światu byłoby lżej.
 - Ty...!
Nie odpowiedział, tylko posłał mi tajemniczy uśmiech, a po wykonaniu nacięcia, przyłożył usta do mojej łydki.
Jeżeli ten dzień się nie skończy, przysięgam, że oczy wyskoczą mi od nadmiernego wytrzeszczu. Ile jeszcze niespodzianek mnie spotka?
Po poczynaniach Sasuke widać było, że wie co robi. Dlatego ten jeden raz postanowiłem mu zaufać i pozwolić, by powoli, bo powoli, ale pozbywał się trucizny z mojego organizmu. Obserwowałem jego ruchy, z towarzyszącym uczuciem zmęczenia. Młodzieniec na przemian przysysał się do mojej rany, a potem odwracał głowę, by wypluć krew. I robił to, dopóki nie straciłem przytomności.

1 komentarz:

  1. Oh Sasuke, mój bohaterze uratowałeś mojego Narusia xD Rozdział nie jest taki zły, tobie tylko się tak wydaje ;D poza tym musi pojawić się coś luźniejszego, sama akcja to byłaby lekka przesada. Cieszę się, że masz jeszcze z zanadrzu parę innych rozdziałów jak pomyśle, że jutro jest poniedziałek to mnie głowa boli :( A tak to się jakoś odprężę xD Co do rozdziału nie mam nic do zarzucenia, na błędy nawet nie patrze, bo każdy je robi, najważniejsze jest by robić te mniejsze ;] Myślałam, że zaczniesz od włamania Sasuke, haha, Naruto wyrzucił go i jego schizy również ;) Choć powinien już znać fakt, że Sasuke nigdy się nie myli i nigdy się mu nie zdaje :D
    < myśli> Czekaj będzie coś takiego, że nieprzytomny Naruto lewituje w pokoju??? O rany, uwielbiam tego futrzaka, chodzi mi o Kyuubiego. Sasuke - normalny nastolatek, a Naruto- jedyny w swoim rodzaju i zawsze z ekipą, w gruncie rzeczy to chłopak ma pomysły: Idzie do lasu, a przecież się boi, chyba wyznaje zasadę " Co cię nie zabije to cię wzmocni" Ma racje :D Czekam na następny rozdział ;] Pozdrawiam i kłaniam się nisko za dedykacje xDDD

    OdpowiedzUsuń