poniedziałek, 26 marca 2012

Chapter VIII

Jedyne, co mi się tutaj podoba, to zakończenie... .__.


- Synu, tyle razy powtarzałem ci, byś nie zapuszczał się w okolice tego przeklętego domu dziecka!
Wykrzywiłem wargi, kiedy ojciec boleśnie złapał mnie za dłoń. Chciałem ją wyrwać, ale mężczyzna zdecydowanie dysponował większą siłą. Podobało mi się to, czy nie, musiałem go posłuchać.
Moi rodzice od zawsze cierpieli na manie wyższości. Powtarzali mi, że moje nazwisko zobowiązuje mnie do przykładnego zachowania i pod żadnym pozorem nie przystoi mi kolegować się z tak zwanym "marginesem społecznym". Może właśnie dlatego moich przyjaciół mogłem policzyć na palcach jednej ręki? Właściwie to... W tamtym okresie byłem za bardzo zapatrzony w brata, by zaprzątać sobie myśli rówieśnikami. Do czasu.
Tamtego dnia najzwyczajniej w świecie, wysłany do sklepu po składniki niezbędne do obiadu, wypełniałem swoje obowiązki. Oczywiście sklep był na rogu ulicy, bo z pewnością nigdzie dalej rodzicielka by mnie nie puściła - była nadopiekuńcza. Więc z listą zakupów w kieszeni idealnie wyprasowanych spodenek, żwawo przemierzałem dzielącą mnie od sklepu drogę. Niestety nie dano mi dojść do niego w jednym kawałku i przy zakręcie ktoś na mnie wpadł. Straciłem równowagę i upadłem, a zaraz za mną poleciał jakiś chłopczyk. Na oko był w moim wieku, więc biorąc przykład z wiecznie dumnego ojca, zacząłem wyzywać nieznajomego. Czułem się pewniej, widząc różnicę naszej budowy: blondyn był przeraźliwie chudy, a co za tym idzie, pewnie i słabszy.
 - Uważaj, jak chodzisz! - wykrzyknąłem, zrzucając z siebie "napastnika".
 - To ty na mnie wpadłeś! - odpyskował i uniósł głowę.
I właśnie wtedy straciłem wszelką ochotę na jakąkolwiek kłótnie. Właściwie, w tamtym momencie zapomniałem nawet, jak się nazywam. Przysięgam, że jeszcze nigdy nie widziałem tak pięknych oczu. Były piekielnie błękitne, przez co człowiek nabierał ochoty, by w nich utonąć. Moje własne były na tyle ciemne, że ludzie brali je za naturalnie czarne, tudzież nie były w stanie ukazać tak wielu emocji, jak źrenice tego chłopca.
Pozbierałem się z chodnika i otrzepałem ubranie, przelotnie obserwując poczynania blondyna. Swoją drogą, to była kolejna rzecz, która mnie w nim zachwyciła - w tej okolicy nie często spotykało się ludzi o tak jasnych włosach.
Już miałem otworzyć usta (chociaż szczerze powiedziawszy nie miałem pojęcia, co powiedzieć) kiedy chłopak wyminął mnie, przy okazji trącając ramieniem i pomaszerował w stronę pokaźnego budynku, który ku zniesmaczeniu bogatych dupków, znajdował się właśnie w okolicy najdroższych posesji. Domu dziecka. Bo dla bogaczy to było oburzające - w końcu byli swojego rodzaju "szlachtą".
Oblizałem wargi i posłusznie podążyłem za ciągnącym mnie ojcem. Rzuciłem jeszcze jedno, przelotne spojrzenie w kierunku bawiących się na placu dzieci i mimowolnie rozchmurzyłem, widząc uśmiech przyglądającego mi się blondyna. Ot, kolejna irytująca cecha. Miał naprawdę szczery uśmiech, który nawet w najgorszych momentach podnosił mnie na duchu. Zaprzyjaźniłem się z tym niepozornym chłopcem.
Moja pierwsza więź... Więź, która po kilku latach przerodziła się w rywalizację, pod przykryciem której, wytworzyło się naprawdę silne uczucie.

~

- Masz?
 - Wątpisz w mój spryt, przyjacielu? - na moich ustach zaigrał cień uśmiechu.
 - Pokaż!
Wyciągnąłem zza pleców zdobiony, czarny pokrowiec i z dumą zaprezentowałem go mojemu towarzyszowi. Oczy Naruto przypominały teraz żetony do automatów, na których grywaliśmy - chłopak był zafascynowany światem muzyki, co widać było na każdym jego kroku. Właściwie przez cały czas coś nucił, wystukiwał palcami rytm, czy opowiadał o nowo odkrytych zespołach. A robił to z takim przejęciem, że mimowolnie słuchałem, zainteresowany jego opowieściami. Niemniej jednak, oboje słuchaliśmy podobnej muzyki i przy pierwszej lepszej okazji dzieliliśmy się wrażeniami.
 - No, wyciągnij ją! - wykrzyknął, jawnie podekscytowany.
Sprawnym ruchem rozpiąłem materiał i wyciągnąłem znajdujący się w nim instrument. Usiadłem na krawężniku i ułożyłem przedmiot na kolanie, by broń Boże go nie zarysować.
 - Jest piękna!
W rzeczy samej, była. Gitara, która nie tknięta od kilku pokoleń, wisiała dumnie nad kominkiem Uchihowskiego salonu. Wielokrotnie marzyłem, by jej dotknąć. Trącić struny i wsłuchać się w przypadkowo dobrane dźwięki. Nie odważyłem się, bowiem ojciec pozwalał mi ją wyłącznie podziwiać samym wzrokiem.
I chociaż wiedziałem, że po powrocie Fugaku na mnie nakrzyczy, nie mogłem się powstrzymać od ukradkowego "pożyczenia" dumy rodu.
Blondyn uklęknął przede mną i ponaglająco spojrzał mi w oczy. Odczytując przesłanie, przełknąłem ślinkę i zacząłem grać.
Dopiero po kilku minutach fałszowania, blondyn trącił mnie palcem w kolano.
 - Sasuke? - Kontynuował, kiedy upewnił się, że go słucham. - Obiecaj mi, że nie zrezygnujesz z komponowania.
Zamrugałem kilkakrotnie, nieco zaskoczony jego prośbą, ale w końcu skinąłem głową, tym samym składając niemą przysięgę.
 - Obiecuję.

~

- Gonisz!
Chłopak klepnął mnie w ramię i opętańczo chichocząc, puścił się biegiem w stronę pierwszych drzew, które tym samym wyznaczały granicę lasu. Pobiegłem za nim, nie zwracając uwagi na zakorzenione we mnie uwagi na temat dzikich terenów. Matka nigdy nie pozwalała mi chadzać dalej, aniżeli do szkoły i z powrotem.
 - Uzumaki! - krzyknąłem, jednocześnie opierając się o konar jednego z klonów.
Rozglądałem się bacznie na boki, ale nigdzie nie mogłem dostrzec chucherkowatej sylwetki przyjaciela. Zirytowałem się, gotów wspomnieć mu o propozycji zabawy w berka, a nie chowanego.
 - Sasuke! Chodź zobaczyć, co znalazłem!
Widząc w oddali zarys postaci, skierowałem swe kroki w jego kierunku i już chwilę później stałem u boku uśmiechniętego od ucha do ucha blondyna. Spojrzałem na niego spod byka, a później (podążając za kierunkiem, który mi wskazywał), zlustrowałem malującą się przed nami polanę. Była dość mała, ale był to jedynie czynnik pozwalający na chwilowe odizolowanie się od świata zewnętrznego.
 - Jestem pewien, że wieczorami można stąd podziwiać gwiazdy... - Naruto w zadumie podrapał się po brodzie.
 - Dlaczego nie mielibyśmy tego sprawdzić? - Posłałem mu szeroki uśmiech i założyłem dłonie na biodrach. - Możemy nazwać to miejsce naszym!
Naruto skinął ochoczo głową i uniósł brwi w pytającym geście, gdy kropla deszczu zmoczyła koniuszek jego nosa. Powiodłem wzrokiem na nieboskłon i zniesmaczony zauważyłem, że zaczyna padać.
 - Ścigamy się do twojego domu?
Blondyn przygryzł dolną wargę, jakby w obawie, że nie zgodzę się go ugościć. Co oczywiście było absurdalne, choćby z tego względu, że jego wizyty w rezydencji Uchiha były już niemalże tradycją!
Odwzajemniłem jego spojrzenie, posłałem mu łobuzerski uśmieszek i puściłem się biegiem w stronę dróżki, którą tutaj dotarliśmy. Nie musiałem nawet zerkać za siebie, by wiedzieć, że przyjaciel za mną biegnie: w tle słyszałem dźwięk łamanych gałązek, jak i jego ciężki, nieco nierówny oddech.
Niedługo później, oboje łapczywie łapaliśmy powietrze do płuc, oparci o mur posesji, w której mieszkałem.
 - Chyba był remis, co? - wysapałem, opierając dłonie na kolanach.
 - Żartujesz sobie? Byłem o krok szybszy! - zaprotestował blondyn.
Wywróciłem tylko oczyma i przekroczyłem próg mieszkania. Właściwie w godzinach popołudniowych przebywała w nim wyłącznie moja matka: ojciec był zajęty swoją pracą, zaś Itachi... Cóż, on miał te wszystkie swoje dodatkowe zajęcia. I mimo, że nie mogłem spędzać z nim czasu, nie było mi przykro. W końcu miałem Naruto.
 - Maamo!
Zajrzałem do salonu, w którym jak przewidziałem, siedziała brązowowłosa kobieta. Na mój okrzyk, zsunęła nieco z nosa swoje okulary do czytania i odłożyła gazetę. Następnie staksowała mojego kompana wzrokiem i doprawdy miło się uśmiechnęła. Przynajmniej ona nie prawiła mi kazań na temat pochodzenia mojego przyjaciela. Nie była uprzedzona, toteż kiedy mogła, broniła mnie przed swoim mężem. Szkoda tylko, że była przez niego zastraszana i jakby spojrzeć prawdzie w oczy, sama żyła w jego cieniu.
 - Naruto! Jak miło, że nas odwiedziłeś!
Blondyn przymrużył powieki, zaprezentował w uśmiechu swoje uzębienie i nerwowo podrapał się po karku. Doprawdy uroczy odruch.
Złapałem go za nadgarstek i wychodząc, rzuciłem Mikoto przelotne spojrzenie.
 - Będziemy w moim pokoju - poinformowałem i poprowadziłem gościa od kuchni.
Zajrzałem do lodówki, by po chwili wygrzebać z niej mleko i z nim w dłoni, rozejrzałem się w poszukiwaniu garnuszka.
 - Kakao? - zapytałem, choć doskonale znałem odpowiedź.
 - No pewnie!
Naruto zasiadł na kuchennym blacie i począł uważnie śledzić moje pośpieszne ruchy. Chciałem jak najszybciej przyrządzić wspomniane napoje, by przejść do mojej sypialni i zaprezentować blondynowi nowy utwór, którego nie tak dawno się nauczyłem. Znaczy, może nie był opanowany do perfekcji, ale... Pokochałem grę na gitarze. Naprawdę. I z dumą gotów byłem przyznać, że to dzięki przyjacielowi. W końcu to on zaproponował mi rozwijanie talentu, którego moim zdaniem wcale nie posiadałem. Ale obiecałem, a ja danego słowa nie łamię.
 - Dlaczego właściwie tak bardzo lubisz kakao? - mówiąc to, zamoczyłem koniuszek palca w białej cieczy, by sprawdzić jej temperaturę.
Uzumaki jakby się zamyślił, wystukując na udzie bliżej nieokreślony rytm.
 - Kiedy jeszcze moi rodzice żyli, mieliśmy pewną tradycję. Po przeżytym dniu, zasiadaliśmy wspólnie w salonie i przy kominku popijaliśmy gorącą czekoladę. Powiedzmy, że lubię ją przez sentyment i szacunek dla nich.
Niezauważalnie zacisnąłem pięści. Byłem najzwyczajniej w świecie zazdrosny. On, mimo, że niedawno stracił swoich bliskich, był z nimi w cieplejszych relacjach, niż ja sam z moją rodziną.
Rozluźniłem palce.
 - Chodźmy na górę.

~

Zagryzłem dolną wargę na tyle mocno, iż kilka sekund później, poczułem na języku metaliczny posmak krwi. Opadłem na kolana i przyłożyłem dłonie do głowy, by móc wsunąć palce pomiędzy ciemne kosmyki i boleśnie zacisnąć knykcie. Może zachowywałem się dość prymitywnie, ale chciałem zamaskować psychiczny ból, zadając sobie ten fizyczny. Nie zadziałało, więc załkałem w akcie desperacji. Moimi ramionami wzdrygnął szloch, który po chwili dał miejsce histerii. Z mojego gardła wydobył się krzyk, który z chwili na chwilę stawał się coraz bardziej chrapliwy, aż w końcu zanikł. Zabrakło mi siły, powietrza i wiary w sens moich dotychczasowych poczynań.
 - Sasuke...?
Cichy, nieco niepewny szept sprawił, że uchyliłem powieki. Wiedziałem, że prezentuję się dość żałośnie, ale... Nie potrafiłem się pozbierać. Nie po tym, czego świadkiem byłem wczorajszego wieczora. Wciąż miałem przed oczyma martwe spojrzenie mojej rodzicielki.
Naruto, podchodząc do mnie, zagrzechotał zawieszonym na szyi wisiorkiem. Uklęknął przede mną i ujął moją twarz w dłonie, by po chwili przetrzeć kciukiem spływające po moim policzku łzy. Nie uśmiechnął się tak, jak miał w zwyczaju, kiedy działo się coś złego. Zawsze to robił. Kiedy stłukłem kolano, zgubiłem drogocenną figurkę czy pokłóciłem się z ojcem. Ale nie tym razem.
 - Wyjdź - wysyczałem, odtrącając jego ręce.
 - Ale...
 - Wyjdź! - tym razem krzyczałem, niezdolny do opanowania szargających mną emocji.
Blondyn wstał i wycofał się, widząc, że idę w jego ślady. Nogi miałem niczym z waty, dlatego też złapałem się rogu biurka i oparłem na nim swój ciężar.
 - S-sasuke, chciałbym ci pomóc... - zaczął, w trakcie nieco tracąc pewność swoich słów. A może mi się wydawało?
 - Nie chcę cię widzieć! - W przypływie emocji złapałem stojący na blacie mebla kubek. Na jego dnie spoczywały pozostałości po mojej herbacie. - NIC O MNIE NIE WIESZ!
Nim zorientowałem się, co takiego wyprawiam, cisnąłem naczyniem w ścianę, pod którą stał wystraszony chłopak. Kubeczek rozbił się na miliony drobinek, raniąc przy tym odsłonięte kawałki skóry Uzumakiego.
Nic więcej nie powiedział. Po prostu wyszedł. Nie tylko z mojego pokoju, czy mieszkania, ale także z mojego życia.
Czas pokazał, jak wielki błąd popełniłem. Cieszę się, że dano mi go naprawić.

2 komentarze:

  1. Ja ci się nie dziwię, że wolisz końcówkę, była najbardziej dramatyczna xD Te słowa kieruje do Sasuke: Jak mogłeś rzucić kubkiem w Narusia??!!!!
    Drań. Ale nasz blondynek kocha drani :D Rozdział jak zwykle świetny, naprawdę lubię czytać o tym jak Sasuke i Naruto są dziećmi. Mamy ukazany kawałek ich historii, to też ważne ;]Ciesz, się ciesz i nie spiernicz tej szansy - te słowa to do Sasuke. Wybacz nie mogłam się powstrzymać, ale się na niego wkurzyłam xD To... em... tak trochę głupio mi pytać...hmmm... no... co z tym opętaniem?? Mam na nie chrapkę już od dłuższego czasu, o i nie mów mi kogo opęta :D Ja cię wcale z nim nie pospieszam, naprawdę. Pisz tak jak uważasz, ok? Ja cię nie pospieszam i wściekłabym była na siebie, jakbym cię do czegoś zmusiła. Ja tylko kontroluje czy pamiętasz ;] xD Za kolejny rozdział dziękuje i kłaniam się nisko :D No i życzę dużo weny i czasu oraz masę czytelników xDDD No.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapraszam na kolejną część "Drugiej natury". Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń